Czas mi pozwolił zapomnieć. Łapię powoli normę, wolny od niewoli wspomnień. Do woli w tej formie masz od swawoli odskocznię, Lekarz wystawił receptę, jak siłą woli wydobrzeć.
Cel goni, cel, pal, trafiony, następny. Wersy błyszczą jak perły, aż się robisz pazerny. Nie da się przewidzieć energii, Od siedzenia w domu w głowie już mi wariuje błędnik.
Namówili mnie na relaks, Mniemam, nie ma co zamulać, czeka scena. Przekaz w genach, od czegoś trzeba zacząć, Kluby nocą przy chorobie jak dla serca respirator.
Wychodzę na miasto zwiedzić dżunglę, Póki żyję i mam siłę, będzie czas poleżeć w trumnie. Jestem gotowy na ucztę, centrum beze mnie nie uśnie, Jak oszukać przeznaczenie, skończyć imprezę pojutrze.
Wolę mieć luz, wolę mieć luz, Fason, haj, klasę i szyk. Wolę mieć luz, wolę mieć luz, Zero problemów z czasem i żyć. x2
Wyrzuć ręce w górę, jak masz szacunek. Wyrzuć ręce w górę, jeśli to czujesz. Wyrzuć ręce w górę. Wyrzuć ręce w górę. x2
Dzwoni ekipa, bym wyszedł Ruszyć w miasto, by poszerzyć naszej enklawy granice. Pijany przez życie czy widziany przez łychę Pryzmat spojrzenia określa w oczach burbonu spożycie.
Cze-czekam na nich. Pół roku siedzenia w domu to w rękach dynamit. Topielcy w kieliszkach saki, miasto, tu „Tytanik”, Tytani czy na pół gwizdka lamy alko skruszy granit.
Takie czary, pomyśl. Może dlatego nie piję, bo gubię w głowie algorytm. Jestem specem od linijek, chociaż nie chodzę do szkoły. Moje zaplecze to chwile, utrwalam jak magnetowid je.
Jeden dla mikrofonu, dwa dla zdrowia. Za godzinę wszyscy wylądujemy w miasta szponach. Potrafią w tych stronach wodę zamienić w browar. Czeka na mnie ekipa, ta noc należy do nas.
Wolę mieć luz, wolę mieć luz, Fason, haj, klasę i szyk. Wolę mieć luz, wolę mieć luz, Zero problemów z czasem i żyć. x2