Z góry na dół, jak z jedenastego piętra, Ty znasz to uczucie pękniętego serca, Dziś epopeją mieszkań krzyk i nienawiść, Ludzie nauczyli żyć żeby zabić, Ja chcę żyć żeby marzyć, Ale wstyd mi za świat ten, Bo więcej od nas znaczy Już ten pit z tym podatkiem, Nie ma winnych, no chyba, że my, Porywa nas zysk i płoniemy jak ćmy Kto mnie zdradził, że czuję ten niesmak, To tak jakbym przywiązany był sznurem do krzesła, Ale powiedz, kto przegrał? Ja, ty czy inni, Jak i czy dziś zabił te myśli, Uwierz, wstyd mi za ten czas, za to miejsce, Ludzi wartości, bo ten świat zgubił serce, Powieszeni na szelce, sto metrów nad przepaścią, Czy to koniec, początek? Proszę, przerwij to bagno.
Nasze bogactwo to nie kieszeń, co pęka, Raczej własna tożsamość, ślady pracy na rękach, (Całe życie w nas ej, całe życie mam, wiem) (Całe życie w nas ej, całe życie mam) x2
Z góry na dół, to nie winda z nieba, Raczej nikt ci tu nie powie, jaki film ma w genach, Dzisiaj styl się miewa i to zależy od ludzi, Chociaż w prawdę taką nikt nie uwierzy, jak mówi, Jesteśmy sami sobie winni, zawsze sto procent, Jak Cappy, za nieprzespane noce wybacz mi, Jesteś zatrutym owocem chorej wyobraźni bogów, Czyli wszystkim tym, co ludzi drażni w barłogu, Zawsze jest powód, choć nie ma wyjaśnień, Tylko skrzydła, co prowadzą prosto z nieba na parter, Ja się nie dam, bo walczę, póki krew w moich żyłach, Z naszych serc nasza siła, każdy dzień, każda chwila, Uwierz, wstyd mi, za ten czas, za to miejsce, Ludzi wartości, bo ten świat zgubił serce, Powieszeni na szelce, sto metrów nad przepaścią, Czy to koniec, początek? Proszę, przerwij to bagno.
Nasze bogactwo to nie kieszeń co pęka, Raczej własna tożsamość, ślady pracy na rękach, (Całe życie w nas ej, całe życie mam, wiem) (Całe życie w nas ej, całe życie mam) x4