Z każdym obrotem ziemi wokół słońca Widzę to wyraŹnie świat już zbliża się do końca Coraz mniej ludzkich uczuć w nas pozostaje Coraz więcej zła do młodych umysłów się przedostaje Brutalność połączona najczęściej z bezmyślnością Owocuje bezsensowną złością, a m*****nością Zamiast serca kamień wypatrzone sumienie Opisuję tylko nie liczę na to, że coś zmienię Presja otoczenia musisz, musisz czy chcesz Być jak oni, wierzysz tak jak oni, tak jak oni żyjesz Z dnia na dzień, narkotyczny sen Budzisz się na następny dzień, to nie był sen Tak jest dzień w dzień, to rzeczywistość, jawa Tonami wypalana trawa, wszystko jest ok Niewinna zabawa, lecz ktoś na stół wyłożył zupełnie inne karty Teraz twarde zabawki są w użyciu, a to już nie są żarty Od wschodu do wschodu, jazda za kółkiem białego, sportowego samochodu Kiedyś nazywany - Buli, teraz chudszy od miejscowych żuli Nocą wyruszasz na podbój świata, a za dnia pijesz jak *****a Właśnie tak, gnijesz, mimo że nadal żyjesz Balansujesz na krawędzi, z której łatwo możesz spaść w dół Módl się, żeby nowej zabawki nowej nie położyli na twój stół
Świat umiera, razem z naszym sumieniem Z ostatnim promieniem słońca, ostatnim spojrzeniem Świat umiera, razem z naszym sumieniem Z ostatnim promieniem słońca, ostatnim spojrzeniem
Dzień po dniu niekończąca się opowieść, słuchać strzały Syreny, płacz, rozpaczliwe krzyki, odrapane kamienice Baraki wypełniają mą dzielnicę, małe dzieci chowane przez ulicę Gdzieś w melinie na*****ni ich rodzice, brat w więzieniu Siostra dawno zwiała z bogatym fagasem W brzuchu burczy nieustanna walka z czasem, od pierwszego do pierwszego Pusta kieszeń i lodówka, w środku ciemnego pokoju migająca jarzeniówka A tuż pod nią czterolatek, w ubraniu zszytym z *****ek Stoi i spogląda wielkimi oczami, grzebie w buzi brudnymi palcami W ciszy słychać jego oddech ciężki jak ze stali Zmęczony i samotny bez ciepła i miłości Uwięziony w kręgu przytłaczającej ciemności Jego matka chciała uciec od ciężkiego życia Lecz alkohol to nie miejsce do ukrycia (to nie miejsce do ukrycia) Co mam myśleć patrząc na takie obrazy Tak przejrzyste niczym wyjęte z koszmaru Jednak bardzo rzeczywiste i co zrobić, kiedy widzę Dziecko tonące w krzyku lub znajduję noworodka na śmietniku Jak mam nazwać kogoś, kto katuje własne dziecko bez powodu Nie daje mu niczego oprócz cierpienia i głodu Szukasz usprawiedliwienia, mówisz mi, że nic się nie zmienia Sam miałeś takie dzieciństwo, teraz powtarzasz to samo świństwo Pytasz mnie jak człowiek przegrany na starcie, może znaleŹć życiowe oparcie Kiedyś wierzyłem, że może, ale teraz już nie wierzę Bo kiedy ty mi mówisz człowiek, ja słyszę zwierzę I jak rzeczywiście nic na lepsze się nie zmienia To w XXI wieku wszyscy zapomną o człowieku
Świat umiera, razem z naszym sumieniem Z ostatnim promieniem słońca, ostatnim spojrzeniem Świat umiera, razem z naszym sumieniem Z ostatnim promieniem słońca, ostatnim spojrzeniem
Co wieczór kładę się na plecach i patrzę jak kręci się świat Na brudnych interesach chłodzi boki metalowych krat Tu ginie wróg, tam ginie brat, spoglądam na błękitną planetę Tak jak po przegranej bitwie patrzy na pobojowisko zwykły człowiek A to co widzę sprawia, że nie mogę zamknąć powiek Tyle złych doświadczeń, tyle tragedii za nami A tu nadal dramat rozgrywa nam się przed oczami Nadal wojny trawią niewinne istnienia Bo ktoś na stołku realizuje swoje założenia Siedząc z dala od ognia i świstających kul Mówi nam co dobre, a co złe, co jest zgodne z prawe, a co nie Wciąż stawiamy mury, zabijamy za odmienną wiarę Inny kolor skóry, depczemy wszystkie ideały Bezcześcimy świętości, plujemy na najwyższe wartości Nazywasz pieniądz bogiem, a Boga swoim wrogiem Zrobisz wszystko byle tylko jak najwięcej mieć Niszczysz naszą matkę, powiedz gdzie pójdziemy kiedy jej zabraknie Co się z nami stanie, co nam pozostanie gdy spłonie nam dom Odchodzi matka ziemia, a wraz z nią wszystkie dzieci Już coraz słabiej z nieba słońce świeci Już coraz ciszej bije serce świata A nadal brat zabija brata, nadal brat zabija brata
Świat umiera, razem z naszym sumieniem Z ostatnim promieniem słońca, ostatnim spojrzeniem Świat umiera, razem z naszym sumieniem Z ostatnim promieniem słońca, ostatnim spojrzeniem
Szanuj bliŹniego swego jak siebie samego Jak to się odnosi do życia twojego Być albo nie być oto jest pytanie Zdepnij jak robaka każdego kto na twojej drodze stanie Rozpychając się łokciami, podążaj po trupach do celu Inaczej nie osiągniesz nic mój przyjacielu Tak sądzi wielu, co najgorsze, oni mają rację Ja inwestuję w siebie, to są moje obligacje Liczy się to czego się nauczę w szkole Życie i tak przydzieli mi wybraną rolę Póki co mam niewiele lat Otworem stoi dla mnie świat Jest ze mną rodzina, siostra i brat Sam próbuję wychować swój los W tym chorym świecie przemoc wśród nas samych dobrze o tym wiecie Czasem zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego Uczysz się, chcesz być kimś i co przyjdzie ci z tego? Trafiasz w nieodpowiednie miejsce w złą godzinę Zastrzelony przez swych braci opuszczasz na zawsze swą rodzinę Skąd bierze się w nas tyle nienawiści Skąd tyle złości, zazdrości, uczucia niepewności OdpowiedŹ czeka o 150 milionów km ponad naszymi głowami Uniesiesz się tam kiedyś i spotkasz ze swoimi braćmi i siostrami Których nie ma już tu z nami, nie ma już tu z nami Pamiętaj, słońce i ty to jedność cała Krystalicznie czysta, bezwzględnie doskonała Stała, niezmienna od miliardów lat Dzięki niej istniejesz ty, dzięki niej istnieje świat