Daj mi nową, grubą książkę snów, Daj mi nową butelkę ze snami, Daj mi szarfę białą opatrunku, Bo gdy zasnąć nie mogłem dziś znów, Nie starczyło i szarfy, i trunku.
Daj mi książkę, w której sen jak rym Z każdej karty przechodzi na kartę, Bandaż długi, bym owijał nim Rany w mojej pamięci otwarte.
Snów mi trzeba i zatraty w snach, Snów ogromnych jak warowne mury, Poprzez które nie przeskoczy strach, Pod którymi nie przemkną się szczury.
Daj mi senną, długą, złotą nić, Abym z dna mógł się odbić jak nurek, Kiedy zacznę znowu strasznie śnić Wśród warszawskich piwnic i podwórek.
Zagubiony w księżycowym kurzu, Przytulony do twych zimnych nóg, Na warszawskim znajomym podwórzu. Rzuć mi linę długą, abym mógł
Na londyńskie powrócić pięterko. Daj mi wrócić i odbić się z dna, A do ręki daj srebrne lusterko, Żebym poznał, że to jeszcze ja.