Utrudzonym ludziom, bez miejsca na Ziemi Przeklęty los, kolejny cios zadał Odebrał im tego, co ziemię odzyskał Dla nich, po stu dwudziestu trzech latach Siódmy stycznia, trzydzieści dziewięć Stutysięczny tłum żegna człowieka Prawdziwego patriotę, twórcę niepodległej Polski Autorytet, jakich dziś nie ma
Nie był politykiem, tylko mężem stanu Co poświęcił dla kraju swe życie W sercu miał ludzi, zamienił ich w naród A w głowie ułożył granice Był stróżem czystości i mógł ich rozgrzeszyć Strażnikiem polskiego sumienia Bo nie można zaznać wewnętrznego spokoju Gdy ojczystej ziemi się nie ma Kanclerz narodu i budziciel dusz Ostatni ofiarnik świadomy Przywrócił nas na mapę świata Nadał znaczenie rodzinnego domu Rozdmuchał tchnieniem ognisko narodu Wzniecał w nich płomień ojczyzny Odbudował nadzieję na lepsze jutro Był twórcą armii błękitnych
Utrudzonym ludziom, bez miejsca na Ziemi Przeklęty los, kolejny cios zadał Odebrał im tego, co ziemię odzyskał Dla nich, po stu dwudziestu trzech latach Siódmy stycznia, trzydzieści dziewięć Stutysięczny tłum żegna człowieka Prawdziwego patriotę, twórcę niepodległej Polski Autorytet, jakich dziś nie ma
Milczący bohater, wielki sługa ojczyzny Wierny ideałom, wierny nam wszystkim Strategiem, ideowcem, mówcą doskonałym Był wielkim i runął jak dąb prastary Obudził ospałych, ożywił oziębłych Pasował ten lud, dał powód do dumy Był zbudowany ze skromności, nie łasy na tytuły Chciał odejść po cichu, a przyciągnął tłumy Nie było dzielnicy bez reprezentacji Tak się żegna papieży, cesarzy i królów Kondukt żałobny liczył kilometry, Naród w smutku i bólu Nastała cisza, trumnę opuszczono w dół Mowy pogrzebowej nie było Tylko dźwięk pękającej, zmarzniętej ziemi ból I się tysiąc sztandarów pochyliło
Utrudzonym ludziom, bez miejsca na Ziemi Przeklęty los, kolejny cios zadał Odebrał im tego, co ziemię odzyskał Dla nich, po stu dwudziestu trzech latach Siódmy stycznia, trzydzieści dziewięć Stutysięczny tłum żegna człowieka Prawdziwego patriotę, twórcę niepodległej Polski Autorytet, jakich dziś nie ma