Zostaw mnie, nie kuś, nie mów, nie wołaj Daj skołatanym myślom odpocząć, już pora Oddaj choć moment, nie widzisz, że tonę Pozwól mi usnąć, chcę wyrwać się, koniec Nie chcę już o nie, me oczy zmęczone Tętno zbyt szybkie, wysycham, płonę Jak gąbka chłonę, choć nie chcę, bo cierpię Boli mnie serce, łeb pęka, weź mnie Wiesz nie odejdę, daj chwilę wytchnienia Chwila nie zmienia twego stanu skupienia Bez znieczulenia zabijasz mnie, nie mam Szans na obronę więc wracam pochłonę Wszystko co oddasz, mnie zmusić nie można Do nie znienawidzonych doznań, rozczulasz, jak można Tak żyć, weź mnie zostaw, daj spokój w końcu Nie odbieraj wszystkiego, ja nie chcę tego Zbyt wiele złego, nie chce być twym kolegą proszę cię, kurwa błagam, nie rób mi tego
Są chwile gdy samotnie spadam w dół To są dni kiedy nie mam sił świat pęka w pół i nikt Nie wie kim jestem, dokąd idę czy jeszcze Gdzieś samotny stoję przed tobą Ciągle jeszcze żyję, wierzę i jestem
Budzę się z krzykiem, spocony w rozpaczy Wciąż przerażony, wołać tak czy inaczej Złe duchy znacie, ty twój przyjaciel Straszne te stany, po ciemku sam w chacie Ręce się trzęsą, dreszcze, gorączka W oczach znów rozpacz, ratować nie można Wszystko cię straszy, ty znów majaczysz Znów słyszysz głosy, chcesz zagłuszyć je patrzysz Nerwowo spoglądasz i kolejny kopniak To już nawet nie działa, wszystko w środku ci siada Wiesz że się nie nadasz, zawodzisz, nic nie zdziałasz I znów rozczarowanie, szlochem dusisz ból na raz Serwujesz piekło, szumi mi w głowie Uśmiechasz się lekko, czujesz pulsujące skronie Ponownie toniesz, idziesz na dno, to koniec Przez cały czas milczysz, nazwę to monologiem Już się nie boje, nic mnie nie czeka Smutny finał człowieka, który zapada w letarg Proszę pozwól mi żyć, ja chcę żyć, chcę doczekać Wódko pozwól mi żyć, to ode mnie ten przekaz
Są chwile gdy samotnie spadam w dół To są dni kiedy nie mam sił świat pęka w pół i nikt Nie wie kim jestem, dokąd idę czy jeszcze Gdzieś samotny stoję przed tobą Ciągle jeszcze żyję, wierzę i jestem