1. Mówią mi Słoń, jestem stąd, nie gram rapu dla dzieci To jest jak ostre narzędzie którym się możesz skaleczyć Stoje na przeciw tych *****k, które m*****nie upadły I trudno, jest być aniołem jeśli wokół są diabły To ten szkaradny styl, brzydki jak Mick Jagger Trenuje bragge, to kolejny wielkomiejski szlagier Niosę przed siebie flage, mimo ulew i wichur Bo mam "Miłość do życia" jak Paluch i Pihu Sram na polityków, ścierwa skore do zdrady Nie dacie rady, zatrzymać młodzieżowych zadym *****ć wasze układy, fałszywe uściski dłoni Cuchnący ślad na rękach zostanie jedynie po nich Jak Koni: "Żyjemy jakby nie miało być jutra" Zimna wódka, błędy opłakane w skutkach Codzienność jest okrutna, życie to prostytutka A szczęście w kartach i miłości chyba tylko Bóg ma Niesprawiedliwy układ, dostawać grosze netto Nic dziwnego że ulice tu przypominają getto Słowa w samo sedno, trafiają jak Wietkong A diabeł, to wszystko wciąga zawiniętą setką Powiem Ci jedno, nie ufaj tym kłamcom Oni od pokoleń zabiją, kradną, gwałcą Oni upadną jak Samson, niewidomy siłacz Bo zwykła jednomyślność już nie jednego zgubiła
Ref. Pcham wersy do przodu, pokładam w nich wiare (tej!) Niejeden się potyka i marnuje swój talent Styl ciężki jak walec, przed siebie wytrwale A system tak naprawdę ma więcej wad niż zalet
Pcham wersy do przodu, w górze środkowy palec (tej!) My szlifujemy gware stale, jadę dalej Kolejny dzień, kolejny balet, synu nalej A scena płonie jak stosy czarownic w Salem
2. Nie daj wcisnąć sobie gówna i zrobić z siebie durnia Wiesz co mnie tak w*****ia, ta cała wtórna *****nia Z centrum (???), oto liryczny furiat Sram na plastik, więc nie jara mnie uroda Górniak Kolejna burda, znowu na*****lanka Nie jeden szczon ma pecha i kończy balet na sankach Kogoś wynosi bramka, granda w nocnych klubach Nie da się logicznie myśleć gdy we łbie szumi wóda Ona rozkłada uda, przed niejednym zgredem Młoda gwiazda z dyskoteki klepie umysłową biede Ma 21 wiosen i urodę jak pruchno Możesz za kilka drinków zwalić konia jej żuchwą Jedni cuchną jak bezdomni pod starym mostem Inni walczą o jutro, zdzierając skórę z kostek Technologiczny postęp? nie świadczy o niczym Nadal jesteśmy zwierzyną, walczącą o życie w dziczy Słyszysz? ludzie dzielą się na łowców i ofiary Tak więc, zanim coś powiesz, mierz słowa na zamiary Nigdy nie trać wiary, musisz mieć nerwy ze stali A życie z nas ucieka jak dym z płonącej flary Doktor Caligari, świat zbrodni i kary Powoli się wylewa żółć z przepełnionej czary Widzę wyraźny zarys tego co się wokół kręci Anioły, demony, potępieni święci
Ref. Pcham wersy do przodu, pokładam w nich wiare (tej!) Niejeden się potyka i marnuje swój talent Styl ciężki jak walec, przed siebie wytrwale A system tak naprawdę ma więcej wad niż zalet
Pcham wersy do przodu, w górze środkowy palec (tej!) My szlifujemy gware stale, jadę dalej Kolejny dzień, kolejny balet, synu nalej A scena płonie jak stosy czarownic w Salem