Dopóki zwykłe, proste słowa Nie wynaturzą się żałośnie Póki pokrętna nowo-mowa Zakalcem w ustach, nie wyrośnie Dopóki prawdę, nazywamy Nieustępliwie ćwicząc wargi W mowie Miłosza, mowie Skargi Przetrwamy, przetrwamy
Dopóki chętnych na cokoły Nie ma zbyt wielu kandydatów Dopóki siada się do stołu By łamać chleb, nie postulaty Dopóki z sobą rozmawiamy Z szacunkiem, ciepło, szczerze, miło A nie z bezmyślną, tępą siłą Przetrwamy, przetrwamy, przetrwamy
Uwierzmy, szarzy i zmęczeni Że ten nasz trud, nie wszystek minie A gdy moc naszą dostrzeżemy Tu w naszym domu i rodzinie Dopóki obrus, rozściełamy Choćby i było na nim biednie To w dni świąteczne i powszednie Przetrwamy, przetrwamy, przetrwamy
A kiedy, każdy z nas uwierzy Jak wielka siła za nim stoi Nagle, pewnego dnia dostrzeże Że mniej się boi, mniej się boi Ten swojski strach, to kawał drania Lecz nim go całkiem pogonimy Sobie życzymy, Wam życzymy Przetrwania, przetrwania, przetrwania...