Jak boleśnie trzeba rozbić łeb, jak żałośnie w błocie się utaplać, ile razy się do szczętu zgrać – żeby powstać, żeby trwać.
Nic to, mój zbłąkany, choć grabieją ręce. Wytrwaj na tym dworcu jak Pan Bóg w stajence.
Za dzień, za chwilę pośród burz odnajdzie Cie twój Anioł Stróż. Szczęścia źródełko pod twą ręką bije już. Ja wiem jak czasem trudno wstać, że tylko splunąć, psia go mać…! Dźwigasz przez lata grzechy świata – wybacz mi…
Wspomnij mnie, gdy spełni się Twój sen, gdy o brzasku ktoś uderzy w struny i zanuci – Pan Bóg jeden wie dzisiaj tobie – jutro mnie.
Nic to…
Za dzień, za chwilę pośród burz odnajdzie Cie twój Anioł Stróż. Białe światełko w twoim ręku błyśnie znów. Ja wiem jak czasem trudno wstać, że tylko splunąć, psia go mać…! Twa każda łata grzechem świata – wybacz mi.