Co mnie zabija, to nadzieja,
jej wątły krzyk i śpiew, i szept,
- ściga mnie po wsiach, knajpach, kniejac
wzywa na szlaki szczęść i bied.
Gdybym umiał - choć w niedzielę –
jak starzec, co nie pragnie już,
na ławce zasiąść po kościele,
i nie śnić snów, nie wróżyć wróżb...
Gdybym umiał się zatoczyć
jak pijak, co pod auto wlazł,
zabłądzić, zemdleć, zamknąć oczy,
zapomnieć tamten brzeg i las...
Gdybym umiał, choćby w kinie,
gdy serce nagły przetnie ból,
pomyśleć sobie: "Nic to, minie
przed nami jeszcze tyle ról"…
Gdybym umiał, choć dla sportu,
wśród naszych dawnych, ślicznych plaż
nie drętwieć jak na sali tortur,
dlatego że ten brzeg - nie nasz?
Gdybym umiał... Lecz nie umiem,
a w końcu to zwyczajna rzecz.
choć widzę jeden - dwa w rozumie.
Nadziejo, Chmuro, nie idź precz.
Seweryn Krajewski еще тексты
Оценка текста
Статистика страницы на pesni.guru ▼
Просмотров сегодня: 3