Był stałym bywalcem klubu, do którego właśnie przyszła Wyższa liga, jej ciało mógł mieć jedynie w myślach To było jak wystrzał, na jej widok doznał szoku Zostali tylko we dwoje, nie było nikogo wokół Nie mógł odciągnąć wzroku od jej oczu i ust Niemalże czuł jej zapach i słyszał stabilny puls Jak już podszedł do niej by wyjąć karty na stół Jej spojrzenie sparaliżowało go od szyi w dół Szybka zamiana ról, patrzył na nią nieprzytomnie Wyszeptała mu do ucha rozkaz - chodźmy do mnie Skromne mieszkanie, od centrum trzy minuty Była już rozebrana zanim zdążył zdjąć buty Miała dwa czarne kruki wydzierane na łopatkach Było jasno jak za dnia, nie lubiła gasić światła Chciała by ją związał i usta czymś jej zatkał Asfiksjofilia, seks w plastikowych siatkach Nie była delikatna, prosiła by ją bił Jęczała z podniecania głowę odchylając w tył Z całych sił ją tłukł, chociaż wiedział, że tak nie można Zdarł sobie skórę z kostek a ona w końcu doszła Erotyczny koszmar, była coraz bardziej sina Lecz on wpadł jakby w trans i już nie mógł się zatrzymać Młoda dziewczyna w końcu przestała się ruszać Podczas kiedy on ją rżnął ona umarła w katuszach Usiadł na łóżku przepraszał, przysięgał Płakał nago nad jej ciałem ze świeżą krwią na rękach Mimo to była piękna przy niej czuł się jak w niebie Więc pod osłoną nocy przewiózł zwłoki do siebie Nie wiem ile czasu, ile dni i nocy Mył ją, robił maseczki i układał włosy Mimo to czuł niedosyt, bo miłość nie jest łatwa Nosił w sercu dziurę, której nie potrafił zatkać Skarży się sąsiadka, że na klatce cuchnie On tłumaczył się, że praktykuje orientalną kuchnię Jebało truchłem w całym mieszkaniu przecież Lecz skąd ta stara sklerotyczka mogła o tym wiedzieć W sobotę przy obiedzie padł przed nią na kolana Wyjdź za mnie powiedział, już nigdy nie będziesz sama Komedio-dramat wyobraź sobie tą scenkę Jakiś pojebaniec właśnie poprosił trupa o rękę Bo pęknę, ona była mu bliska Pokazując zdjęcia opowiadał historie z dzieciństwa Wygadywał świństwa zawsze jak ją pieścił Lubił czuć w ustach chłód jej martwych piersi W tej smutnej opowieści śmierć ma rolę swatki Ubrał martwą kochankę w suknie ślubną swojej matki Rozsypał płatki róż na podłogę i łóżko Po czym wskoczył w stary garnitur z cylindrem i muszką W pokoju było duszno jak malował jej rzęsy W tle leciał Barry White - Oh what a night for dancing Wiedział, że będzie tęsknić, ich miłość jest zatruta Niepoprawny romantyk obdarzył uczuciem trupa Upał przyśpieszał gnicie, lecz on był nad wyraz twardy Choć z każdego jej otworu wypełzały tłuste larwy Blado-żółte barwy martwej panny młodej W nudnym życiu jej kochanka stanowiły osłodę W jego sercu płonął ogień, zdjął jej z twarzy welon Ze łzami w oczach mówił, że miłość jest ich nadzieją Ludzie nas nie rozumieją, ludzie są okrutni Rozebrał ją do naga żeby nie pobrudzić sukni Przeniósł ją do kuchni, położył na stół I z perfekcją chirurga rozciął śliski brzuch na pół Powoli jak żółw zaczął wyjadać trzewia Zaplątał się w jelita niczym w korzenie drzewa Zakochany dewiant taplał się w jej flakach Śmierć najukochańszej to ponadczasowa strata Chwilę jeszcze płakał, rozstanie go zasmuca Silnym pociągnięciem wyrwał z klatki piersiowej płuca Nieżyjąca muza obserwuje jak jej miły Pozbawia jej czterech kończyn przy pomocy piły Fioletowe żyły i zgniły odór mięsa Nie przeszkadzały mu w jedzeniu swej wybranki serca W ten sam dzień jeszcze kupił formalinę słoik Oddzielił głowę od ramion gwiżdżąc przy tym jak słowik Postawił na nocny stolik pamiątkę po swej bogini Żeby już do końca życia pozostała przy nim Siny ochłap skóry z kośćmi wrzucił do pieca Wyciął tylko jeszcze kruki, które nosiła na plecach Spłonęły jak świeca resztki ich romansu Obserwował ogień w swoim destrukcyjnym tańcu Na końcu opowieści przyniósł stary aparat Trzymając głowę w słoju włączył samowyzwalacz Zakochana para której nikt nie widział więcej Został tylko napis love forever pod ich zdjęciem