godzina zero - trzeba wyjść. na klatce huk zamkniętych drzwi - już tu nie wrócę. wypuszczam z ust gryzący dym mój dom odleciał na sygnale z nim. to co. wyrzucam klucze.
na pętli znów o czwartej rano słońce mi nie chce spojrzeć w twarz. słońce nie daje za wygraną. już nie udawaj że mnie znasz. na pętli znów o czwartej rano życzliwa dłoń bije mnie w twarz. skąd ja to znam, to znów to samo. obiektyw rejestruje strach.
domofon - klatka - winda - zsyp zmęczone stado niemych ryb - krzyczą coś do mnie. łypią złe oczy w jeden rytm. już nie wiem sama o co chodzi im. to co. co ja tu robię. nurkuję znów w niebieską toń. w akwarium ktoś rozrzucił sieć, łatwa przynęta. dotyka czoła zimna dłoń. w białym pokoju budzę się pasami spięta.