Na szpitalnej sali pierwszy krzyk, łzy radości, Ja, który nie raz jeszcze dał w kości, Dowód miłości, pielęgnowane lata, By wynieść z domu wszystko co najlepsze na świat. To wiara miłość, szacunek, nadzieja, Dali mi cierpliwość, oddają swoje serca, I wiem że zmieścić tego nie uda się w wersach, Ile tak naprawdę im zawdzięczam, ej.
Każdy z nich jest jak pasterz, strzegący swoich owiec, By nie zginęły w stadzie i wiedziały, kto jest wrogiem, Odnaleźć potrafili swoją drogę I jak odróżnić co jest złe, a co jest dobre. Każdą rozmowę pamiętam doskonale, A morał każdej z nich to w mym życiu akcent I mam na niej patent, a na niego talent To wszystko dzięki nim, dzięki mami, tacie.
Na przełomie wieku, pośród tylu niebezpieczeństw, Wychować ciężko dziecko dobrym człowiekiem, Wierzycie według prawdy jest życiem sprzeczne, A autorytety nie są tu potrzebne, wiesz. Równowaga jest ofiarna, generacją jest , Generacja tworzy sobie nowe trendy gdzie, Na potrzeby nowej ery odmoralnia się. Coraz gorzej tu wychować dziecko z każdym dniem.