(Minęła godzina 8. Na wschód od Dallas nadal ponad 90 stopni.) Zachodzącego słońca żar W lusterku minął ostatni dom Przed maską kręta droga na wschód W samochodzie ona i on
Obiecała że zabierze go do nieba Że odkryje mu niezbadany ląd Obiecała że właśnie dziś Zabierze go daleko stąd Obiecała że zabierze go do nieba Że odkryje mu niezbadany ląd Obiecała że da mu to Czego nie dał mu jeszcze nikt
W kabinie gęsty feromonów pył Licznik wystukał kolejną setkę mil Miarowy duet przedsionków i komór Przydrożny hotel nieznany nikomu Taka niewinna zamykała drzwi On spojrzał czy nie widział ich nikt Przed nimi hormonalny sakrament Dziś dane słowo miało stać się ciałem
Obiecała że zabierze go do nieba Że odkryje mu niezbadany ląd Obiecała że właśnie dziś Zabierze go daleko stąd Obiecała że zabierze go do nieba Że odkryje mu niezbadany ląd Obiecała że da mu to Czego nie dał mu jeszcze nikt
W czarnej asyście koronek Pewnym krokiem ruszyła w jego stronę Nad nimi chłodny wentylatora szmer Na ustach szminka w kolorze bloody girl W pokoju tylko ona i on Zapach burbonu i nagły z nieba grom Nawet przez chwilę nie zadrżała jej dłoń Sześć milimetrów przeszyło jego skroń Przeszyło jego skroń
Obiecała że zabierze go do nieba Że odkryje mu niezbadany ląd Obiecała że właśnie dziś Zabierze go daleko stąd Obiecała że zabierze go do nieba Że odkryje mu niezbadany ląd Obiecała że da mu to Czego nie dał mu nikt