Tam, gdzie Miesiąc opłakuje Świt wśród śnieżnych zjaw grudnia, oczekując na zwycięstwo nocy nad dniem... Tam wędrowiec przecina Chorsa szlak szukając serca swej matki, którego bicie rozbrzmiewa w gwiaździste noce...
Pośród bezkresnego labiryntu sosen i świerków, z dala od świętego ognia, tam, gdzie gwiazdy tańczą dla Miesiąca... Taniec sosnowych cieni, wśród bezkresnej twierdzy snów... O murach z nocnych mgieł, o wieżach z śniących drzew - jej korzenie sięgają coraz głębiej...
Jej mury sięgają coraz dalej, ku horyzontom wieczności, jej sercem jest ta ziemia... Wędrowiec podnosi jej garść ku nocnym niebom, zastyga w zadumie przedświtu... Tam, gdzie Miesiąc opłakuje Świt, kruki snują opowieści nocy i wśród drzew hula wiatr wyśpiewując pieśni skargi Tam, gdzie Miesiąc opłakuje Świt, twierdza snów trwa niewzruszenie, otoczona ciszą nocy...
Patrząc w niebo ze szczytów zalesionych gór, wędrowiec słucha tej pieśni, jakże wzniosłej i smutnej...! Którą na skrzydłach wiatry niosą od wieków we wszystkie strony świata... Wyciąga starczą dłoń ku bezkresom nieba wspominając jesienne dni, gdy lasy płonęły ogniem... Na niebie łabędzi klucz.