Pamiętam każdy dziesiąty dzień każdego miesiąca I strach i łzy spływające po pieniądzach Rzucone na stół cztery stówy od ojca Ty kombinuj, wychowuj dzieci, nieład posprzątaj Pamiętam jego krzyki, groźby, a była sama Nawet ja nieraz nie miałem czasu z nią porozmawiać On wracał, nie zawsze na czas, zawsze wkurw* Choć pod pysk pełen talerz obiadu miał od zony Tak licząc, nie zliczyłbym swych ostrych powrotów Co czułaś mamo, gdy najebany wracałem do domu? Co wtedy myślałaś? Albo wtedy jak dzwonili: ‘To z Izby, proszę odebrać męża w tej chwili’ Jak to wszystko ty wytrzymałaś, powiedz mi mamo Już nigdy, a przez to nie będzie takie samo Z mieniłaś się, czasem nie mogę cię poznać Zaczyna się od łez, kończy się na siwych włosach
Choć czuła i wrażliwa to twarda jak skała W bawełnę nie owija, zdecydowana i śmiała Lecz to przez co przechodzi nieraz, to ludzkie piekło Pamiętaj, matkę ma się tylko jedną! Ja wiem to, przez łzy to zrozumiałem Bo nigdy tak przez nikogo nie płakałem Jeśli myślisz przeciwnie jak ja myślę naprawdę To spójrz w oczy własnej matki
Nie policzę ile razy mogłem wybrać inną drogę Ile razy w życiu nie zważałem na przestrogę Ile razy rano nie było mnie w domu Przez nocne wycieczki z kumplami do monopolu Nie jestem grzecznym dzieciakiem, dobrze o tym wiem Policja, ucieczki, farby, hwdp Ze szkoły znów dzwonili przez zachowanie złe Zagrożenia wiele razy bo nie postarałem się Wolałem osiedle i cały czas na ławce Spędziłem tam wiele dni, przeżyłem różne akcje Dodałem tym wiele siwych włosów mojej matce Może myślałem sobie ze zawsze będzie jak ja chce Wiem, ze wiele jest matek w Nowym Sączu i w Warszawie Które o swych synów wciąż żyją w obawie Szacunek i miłość, bo bez niej nie znaczysz nic Podpisano: We Wspólnej Sprawie i 37Dix
Choć czuła i wrażliwa to twarda jak skała W bawełnę nie owija, zdecydowana i śmiała Lecz to przez co przechodzi nieraz, to ludzkie piekło Pamiętaj, matkę ma się tylko jedną! Ja wiem to, przez łzy to zrozumiałem Bo nigdy tak przez nikogo nie płakałem Jeśli myślisz przeciwnie jak ja myślę naprawdę To spójrz w oczy własnej matki
Jeśli tego nie przeżyłeś, to tego nie pojmiesz Gdy tylko ojciec przestał wylewać za kołnierz Od dziecka z matką przezywaliśmy wojnę Moje dzieciństwo raczej nie było spokojne Nieprzespanych nocy nawet już nie zliczam Ile razy była … w domu bo ciągle ktoś krzyczał Ciągle policja wjeżdżała na parking Pamiętam jak ojca skuwali w kajdanki Aż w końcu przestał upajać się alkoholem Ale wkrótce niestety zamieniły się role I jak nie ojciec to syn, i matka załamana Do tego jeszcze wezwania z policji na przesłuchania Ile razy przychodziłem pobity na twarzy A w dodatku nie skończyłem w liceum pierwszej klasy Za te czasy, mamo, i za te wszystkie przeżycia powinnaś dostać order i to nie jest do ukrycia
Jak to jest że ranimy najbardziej tych , co kochamy Nienawidzę się za każdą z łez mojej mamy Nienawidzę za gówniarskie sztosy, za melanże Awantury, apogeum głupoty, za kłamstwa Skąd hajs mam, choć brak roboty Rozróby, dołki i ciągłe zamotki Nad ranem powroty Dalekie odloty i kłamstwa idioty Znów kłamstwa i loty A spokój zrozumiałem o co tutaj chodzi Nie wystarczy tylko mówić o miłości Żadne słowo czynów twoich nie zastąpi Nie tłumaczy młodych młodość z głupoty A ostatnie wersy to wersy uznania Bo tak kochać syna umie tylko mama Nie do wybaczenia czyny mu wybaczać Te cztery litery znaczą wszystko: MAMA