W dzień dyszczowy i ponury z Cytadeli idu Góry szyrygami lwoski dzieci idu tułać si pu świeci Idu idu na Warszawy pójdu pójdu w boi krwawy bo już na nich tam czeka straszny wróg a winc prowadź prowadź Bóg
Dzień wyjazdu już nadchodzi matka płacze i zawodzi z żalu ściska biedny głowy pan kumendant ma przymowy Bońdzci dzielni wy żułnierzy brońci kraju jak należy Już pobudki ton trombka nasza gra a więc żegnaj matku ma
Żegnaj siostru żegnaj braci wiem że żałuść w sercach maci Władzy płakać wam nie broniu na kuściołach dzwony dzwoniu Z dala widać już niestety wieży kuścioła Elżbiety winc już zbliża si nam udjazdu czas a winc żegnam żegnam was
Czemu płaczysz ukochana Być żołnierzym-rzecz cacana Mundur z igły guzik błyszczy pół cytnara mam w tornistrzy Patrz na tego manlichera Kużdy żółnirz ni umiera Wtedy luba łacz wtedy luba cierp gdy mnie zgładzi jakiś Serb
Hej kuledzy dajci rency może was ni ujrzy wiency może wrócy cienżku ranny i dustany krzyż drywnianny Może ma mogiła stani dzieś daleko na Bałkani Moży uda si ży powrócy zdrów i zobaczy miasto Lwów