Między niebem i piekłem Pośród słynnych bezdroży. Co je lotem starannie mija duch boży. Stoi karczma stara w której widma opojów Święcą tryumfy szałów swych pijackich znojów.
Sam Mefisto wpada. W karczmie tej zasiada. Zmora z najgorszego snu Też na pewno czeka tu.
Skąpiec co umierając Połknął swoje ametysty. Znajdzie tu za dwa grosze nocleg wiekuisty. I zbrodniarz, co w nożu ujął całą swą wiarę Zdoła tutaj nie jedną na dybać ofiarę.
Cała karczma nasza w otchłań się zatacza. Zmora z najgorszego snu woła Ciebie: „Przychodź tu!!”
Nierządnica żmija mizdrzy się do tłuściocha Co przed śmiercią się w niej lubieżnie zakochał. Grają też grajkowie wściekle w swojej kapeli. Cały tłum zjełczały w pląsach się weseli.
Jedna koło pieca siedzi tylko starucha. Mać pięciorga wisielców – wrzawy tej nie słucha. Posępnie skulona znów wspomina po cichu Cudną pierwszą miłość spełnioną na strychu.
Nagle podskoczyła. Dzbana wychyliła. Polkę w oka mgnieniu Zagrała na grzebieniu.